jednak



tak, spodobała mi się piosenka a jej wykonawcą okazał się zespół, który kiedyś nazwałam głośno i wyraźnie nudnym..
a teraz się zastanawiam czy czasem się nie zdobyć na odwagę i nie posłuchać innych utworów z tej płyty, albo co gorsza nie przypomnieć sobie tych poprzednich płyt. może obecnie okazałyby się inne;-)
szkoda, że nie mogę napisać o zmianie mojego nastawienia do Muse pewnemu Jackowi, dzięki niemu poznałam muzykę wielu wykonawców, którzy stali się dla mnie bardzo ważni.
tak bywa, że ludzie znikają. a może raczej forumowe znajomości zamierają.
*szału nie ma, to jedyna pisoenka Muse która mi się bardzo podoba, reszta obleci;-)

przeżywałam fakt, iż nie udało mi się zakupić biletu na Rammstein. do tej pory nie wiem jak to możliwe???? wielka porażka.
pocieszył mnie fakt, że już w lutym Archive będzie na koncercie w moim mieście, a bilet już leży na moim biurku;-)))

dziś obejrzałam dwa filmy.
o tym pierwszym to chyba chciałabym JUŻ zapomnieć!
najgorsze, że sama go wyszukałam i stwierdziłam, że będzie wart obejrzenia.
to polski "Dom zły". skusiły mnie nie tyle recenzje, co miejsce akcji filmu - niby Bieszczady.
(tyle tam tych Bieszczad, że równie dobrze można napisać, że to Wólka Wielka).
bardzo przygnębiający film i miałam uczucie, że ten syf z tamtego podwórka do mnie też się przykleja. i czułam się tak jakbym chlała razem z Dziabasem i Środoniem i wszystkimi innymi bohaterami filmu. oprócz ciężarnej to chyba wszyscy byli nietrzeźwi?
żałuję, że to obejrzałam, dobre recenzje mam gdzieś.
w dodatku trudno było mi w Edwardzie Środoniu nie widzieć Rysia z 13-go posterunku,
a w milicjancie Mrozie Zenka Pereszczako(szok, bo ten serial znam słabo, najwidoczniej Zenek utkwił w mej pamięci).

drugi film był lekki, wesoły, przewidywalny ale oglądałam go z przyjemnością.
to "Dobry rok" z 2006 roku z Russelem Crowe.
wspaniała Prowansja, uroczy dom i ładne kobiety. męska część obsady taka sobie, wg mnie rzecz jasna;-)
historia trochę romantyczna, trochę o tym jak łatwo zapomina się bliskich, a także o tym, że niby pieniądze szczęścia nie dają, ale łatwiej je z nimi osiągnąć;-)
to ujęłam w dużym skrócie myślowym, ale tak właśnie było: każda decyzja głównego bohatera to życie bez trosk materialnych.
i ta Prowansja, może jeszcze kiedyś uda mi się tam wrócić? bardzo bym się cieszyła:-))
gdy czytałam sobie recenzja na temat tego filmu(dopiero po obejrzeniu), to zdziwiłam się, że jest porównywany do "Sideways".
No co mają ze sobą wspólnego? chyba tylko to, że i tu i tam pojawiają się winnice;-)
przyznam się szczerze, że "Sideways" nie bardzo mi spasował. dwa razy go oglądałam i za każdym razem to samo odczucie miałam(że jestem na nie).

(troche czasu mineło i moge nawet sie pochwalić tym, że widziałam na wlasne oczy to wspaniale siedlisko w ktorym krecono "dobry rok";-)
chateau jest prywatne, mozna pogapic się z zewnątrz;-)

Piosenka o Pusi i Diku




pewnie inne teledyski z nowej płyty będą grzeczniejsze. mam już nawet ulubione utwory z tej płyty, choć nie wydaje mi się najlepszą w dyskografii zespołu.
denerwuje mnie fakt nieposiadania biletu na koncert. prób zakupienia było mnóstwo.

wtf?????
;-)
spodziewałam się po nim bardziej wymyślnego nakrycia głowy. kto wie, może po domu chodzi w dresie typu szelest?
nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

To też rzadki widok, a szkoda.
W sumie może być i dres i czapka..

fotos from: www. fanpix.net

 no i sie porobiło! teledysk zostal ocenzurowany;-)) pewnie w sieci gdzieś tam krąży ta prawdziwa wersja, jak komus się chce, to niech szuka;-)
i po latach paru stwierdzam, że płyta jest w całości super;-)
nie lubię tych "jajcarskich" kawałków Rammsteina (Moscow, Amerika), ale Pussy jakoś polubiłam:-)

kolejny głos pieszczący ucho

I płyta Clannad już zakupiona. Akurat w Saturnie pojawiła się przypadkiem w zasięgu mojego wzroku, w bardzo ale to bardzo atrakcyjnej cenie. Miły zbieg okoliczności.
Przy okazji w oko wpadła mi też płyta Audioslave, też zakupiłam.
Przeżywam chyba fascynację Chrisem Cornell'em. Nie chyba, a na pewno.
W dodatku zapoznawanie się z jego muzycznymi dokonaniami rozpoczęłam ponoć od najgorszej płyty, czyli ostatniej("Scream").
Mam to gdzieś, ta płyta mi się podoba pomimo tego, że chwilami można mieć wrażenie, iż za chwile zamiast Chrisa zaśpiewa Nelly Furtado lub Rihanna;-)
Ale rozumiem - każdy chce czasem zrobić coś całkiem innego niż robił do tej pory.
Tylko czy to AŻ tak się różni od wcześniejszych solowych dokonań Cornell'a? Te piosenki spokojnie da się przearanżować i na przykład na koncercie mogą brzmieć całkiem rockowo.
Pewnie dla fanów Soundgarden i Audioslave "Scream" to taka zdrada na miarę "czarnego albumu" Metalliki;-)
Koncerty w mojej okolicy już byly, przegapione. Szkoda, wielka szkoda.
A się mówi, że muzycy to prowadzą niezdrowy tryb życia...
Moze to od wysiłku na scenie taki płaski brzuch się robi i rzeźba na klacie..

zdjęcia podebrane z :
http://www.chriscornell.com/

człowiek z lasu

Dziś w moim śnie wystąpił niezidentyfikowany mężczyzna. Był przy mnie wciąż, a to nad jakąś woda(pływałam, choć w rzeczywistości nie potrafię), na jakichś szkolnych zajęciach, w jakimś lesie, samochodzie itd. Starszy ode mnie, co dziwne, bo starsi to wywoływali we mnie jedynie platoniczne uczucia, zakochanie takie z daleka, w życiu sie nie spotykałam z żadnym facetem starszym ode mnie, nawet o rok. A ten ze snu starszy i taki trochę zmarnowany nawet był, upływ czasu odcisnął się na jego twarzy, choć sylwetka ok, w dodatku ciągle palił. A ten nasz związek był dziwny i niby pełen niedomówień, a jednak rozumieliśmy się bez słów. Był taki jak pierwsze związki nastolatków - ważny był czas który spędzaliśmy ze sobą, który sobie poświęcaliśmy, a nie seks. Radość, że on siedzi obok mnie.
Po przebudzeniu zaraz przypomniały mi się takie szkolne różne znajomości, niektóre wiele cierpień sprawiły ale.. jednak żal, że to minęło:-)
Pewnie to nostalgia za młodością.
:-)
Mężczyzna ze snu najbardziej z wszystkich przypominał mi kolegę z szkoły średniej, parę dni temu nasza-klasa mi przypomniała, że ma urodziny, okrągła liczba.
Wtedy wydawał mi się już bardziej facetem niż chłopakiem i strasznie mnie onieśmielał.Czas się z nim łaskawie obszedł, no ale dla mnie to bez różnicy, nie spotykam go no i pewne wspomnienia niech sobie zostaną takie jakie są, konfrontacja zbędna.

Dziś przypadkiem zobaczyłam obecne zdjęcie aktora Michaela Praed'a.
Jest ktoś komu Robin Hood kojarzy się inaczej niż z tym aktorem?:-)
Obecny Michael to pan w powiedzmy średnim wieku(to pojemny przedział wiekowy), kurde szybko policzyłam, on ma dopiero 49 lat! to czemu wygląda tak.. nawet nie wiem jakiego słowa użyć:-)
Chcę jak najszybciej zapomnieć, że się tak zmienił.
Niech nadal pozostanie tym Robinem - z tajemnicą i obietnicą czegoś niesamowitego w oczach.
A głos, jaki on miał głos!(to chyba nie uległo zmianie?)

Czasie - jesteś wstrętny.

Swoja drogą chyba pora sprawić sobie Robin Hooda na dvd.
Płyta Clannad "Legend", to pierwsza CD w moim domu, niestety nie znajduje się w moich rękach, muszę o niej pamiętać przy kolejnych zakupach płytowych..
I z przekory taki film o Robin Hoodzie:-)

wyjątkowość

W zasadzie nic nie powinnam pisać, muzyka mówi sama za siebie.
To mój kobiecy numer 1, od wielu, naprawdę wielu lat. Chyba miałam z 15lat jak pierwszy raz usłyszałam "Wichrowe wzgórza". W tym czasie słuchałam wielu innych rzeczy również, zdecydowanie różniących się od twórczości Kate Bush;-)
Przeczytałam i Wichrowe wzgórza i Dziwne losy Jane Eyre..
Gdy powstał film kinowy z aktorami których bardzo lubię byłam jednak okrutnie rozczarowana: żaden z nich nie pasował do opisanych w książce bohaterów. Ani z wyglądu, ani z zachowania..
Obejrzałam raz i więcej nie chcę, pewnie dlatego by nie utrwalił mi się ich obraz w głowie.
Czy koniecznie każdą książkę trzeba przenosić na ekran?

Znalazłam parę teledysków, których nigdy w tv nie widziałam, nawet nie wiedziałam, że zostały nakręcone;-)
Wybrałam te, które lubię w jakiś szczególny sposób. Albo utwór mi się jakoś szczególnie kojarzy, albo teledysk lubię. Bo sama muzyka dla mnie zawsze wzruszająca.
A dziś nawet to Kate pojawiła się w moim śnie(pewnie dlatego, że przeglądałam te teledyski i w głowie miałam i Ją i Jej muzykę).
W mojej szkole podstawowej, w sali zwanej harcówką, miał się odbyć Jej koncert. Wiadomo, niesamowite wydarzenie, biorąc pod uwagę fakt, że koncertuje rzadko, a tu harcówka w średnim, polskim mieście..
Osoby zainteresowane się pojawiały, robiło się coraz ciaśniej, ja jednak miałam doskonałe miejsce pod każdym względem. Przyszło wiele osób w jakiś sposób dla mnie miłych ( sami faceci) i cieszyłam się, że interesuje ich ta muzyka. Kate się pojawiła w towarzystwie dwóch kobiet, filigranowych i ładnych, ona sama wyglądała na młodszą niż jest w rzeczywistości. A gdy napotykałam Jej spojrzenie, to czułam się maksymalnie wyróżniona. I pojawiały się piosenki, które najbardziej lubię.
Można powiedzieć, że był to koncert typu spełnianie życzeń..

Ręka ścierpła mi i się obudziłam.





Running up that Hill





Breathing



Hammer Horror



Them heavy people



Cloudbusting



Egypt




The Wedding List

kinowo i książkowo

Ładna pogoda sprawiła, że otoczenie odkurzyło grille. Zapach przypiekanych kiełbasek atakuje z każdej strony. Sama nie wiem co gorsze: komary które usiłują pożreć mnie na żywca, czy grillowe aromaty.
Sama robiąc sobie jakiś piknik na trawie wolałabym zjeść coś innego niż przysmażone mięso. Kiełbasa najlepsza jest z ogniska:-)))
W ubiegłym roku otwarcie sezonu grillowego wieścił smród podpałki, to sąsiad z parteru odpalał swój sprzęt..


W ubiegłym tygodniu byłam w kinie, film sensacyjny(?)"Illuminati - Anioły i Demony". W kinie z oryginalnymi wersjami, czyli film nie miał niemieckiego dubbingu.
Akurat wszelkie filmy akcji są dla mnie zrozumiałe i słaba znajomość angielskiego wystarczy do ich obejrzenia. Tu dodatkowo było łatwo, bo czytałam kiedyś książkę na podstawie której film powstał.
Oczywiście pamiętam też te wielkie dyskusje o tym, jaki ten Dan Brown to marny pisarz itd., mało mnie to obchodzi. Przeczytałem chyba 3 jego książki i wszystkie w szybkim tempie, nawet przyznam, że były bardzo wciągające. Tak to już jest, że niekoniecznie czyta się tylko dzieła wybitne.
Film chciałam obejrzeć głownie z powodu Ewan'a McGregor'a i Rzymu.
W Rzymie nigdy nie byłam, choć bardzo bym chciała. W książce miasto odgrywa dużą role i ciekawiło mnie jak to wypadnie w filmie. A Ewan? Trochę taki za bardzo ulizany jako karmeling, podejrzewam, że wziął rolę ze względów finansowych.
Ponieważ wizyta w kinie miała miejsce w środku tygodnia, to ludzi za wielu nie było, spokojnie mogłam jeść popcorn. Taa, paskudny nawyk. Ale jem tylko gdy jest mało ludzi na sali i można usiąść w bezpiecznej odległości od innych. Wprawdzie popcorn da się jeść cicho, ale nie każdy lubi jego zapach.
Parę rzędów przede mną siedział chłopak, który ciągle skubał swoje włosy, co tam skubał - pojedynczo je sobie wyrywał. Ja oczywiście muszę mieć taki sokoli wzrok i potrzebowałam chwilę, by zmusić się do tego, by wzrok mój nie obejmował sylwetki tego chłopaka. W końcu przestawiłam całą swoją uwagę na film.
A film? Wiadomo, że to takie streszczenie książki, wszystko dzieje się jakoś szybciej. Tom Hanks nie bardzo pasuje bohatera opisywanego przez Browna, no ale wiadomo, w Hollywood nastolatkę może zagrać i 30-latka, byle miała odpowiednie nazwisko.
Toma Hanksa to lubię w komedii "Skarbonka", w innych filmach ujdzie, ale ulubiony mój aktor to nie jest.

Przeczytałam ostatnio dwie książki Simona Beckett'a. Mają swój klimat, w jednej akcja dzieje się w małym miasteczku, w drugiej na małej szkockiej wyspie (nawet ją odnalazłam na mapie:-))
Intryga jest wciągająca, główny bohater to nie detektyw czy też policjant, to lekarz o specyficznej specjalizacji. Jedynie wątek "miłosny" jest słaby, taki .. naiwny?
Kobieta typu "biedny kurczaczek" - krucha, rozczulająca powłoka, po przejściach, o mocnym charakterze;-)
W drugiej książce(kontynuacji pierwszej) też się pojawia, na szczęście tylko w rozmowach telefonicznych. To nawet nie będzie spoiler jeśli napiszę, że nadąsana i pełna pretensji, schemat. Baba wiąże się z facetem wiedząc że praca to zarazem jego pasja i wiadomo, że on nigdy nie będzie kanapowcem. Nawet jej to imponuje - dopóki razem nie zamieszkają:-).
Poza tym i Chemia śmierci i Zapisane w kościach to warte przeczytania książki.
Kings of Leon - Use Somebody



to piosenka, która wpierw mnie bardzo denerwowała, a pojawiała się w zasięgu moich uszu przypadkowo bardzo często.
Aż któregoś dnia stwierdziłam, że słucham jej z przyjemnością. jest w tej melodii jakiś smutek, tęsknota, odrobina czegoś takiego jak nadzieja..
Teledysk sympatycznie prosty i miłość miłością, ale męska przyjaźń to jest to:-)
Przyznaję, że nie znam żadnej innej piosenki tego zespołu.
Pan wokalista kojarzy mi się z Charlie'm z Lost.

Refleksja ubraniowa


Przyznaję, że jakaś szczególnie wybredna ubraniowo nie jestem. Szczególnie w rzeczach z góry przewidzianych na sezon. Niektóre okazały się bardzo trwałe i mają parę lat, a wygląd też dobry:-)
Ale dziś zobaczyłam masę ubrań wyglądających na po prostu zużyte.. jakieś niedorobione, krzywe, no nie wiem. Nie znam się za bardzo, ale strach takie coś wrzucić do pralki, bo można potem nie znaleźć.
Potem przyszła refleksja, że to widać taka moda i ma to zbyt, bo inaczej w sklepie by tego nie było. A ja mam nieodpowiednią ilość lat i nie rozumiem nowych trendów:-)
Chciałam sobie nastrój poprawić jakimś ciuchowym zakupem, już byłam pewna, że nic w oko mi nie wpadnie. A tu na dziale młodzieżowym:-) zauważyłam pewne spodnie..., cena 9 euro.
Wcześniej trzy dychy, za 9 mogłam więc rzucić okiem. Moja pierwsza myśl: niepoważna jestem. Drugiej myśli nie było, bo już byłam w drodze do kasy.
I tak nabyłam tzw rurki w zwierzęcy wzór.
W domu przymiarka - trafione, chyba ostatni raz takiego typu spodnie nosiłam z 13 lat temu, a zwierzęcy motyw nigdy się wcześniej w mojej szafie nie pojawił..
Zamierzam je czasem zakładać i to nie do chodzenia po domu.

Żal mi czasem, że jako nastolatka nie miałam pewnych możliwości ubraniowych.
Było donaszanie, pewien koszmarny zimowy płaszczyk, który rósł razem ze mną. Chciałam mieć kurtkę, jak inne dzieci. Spodnie nie do zdarcia, co z tego, że ciepłe, chciałam sztruksy albo dżinsy jak inne dzieci... Chęć na oryginalność mnie naszła gdy miałam jakieś 17 lat. A jak dziś pomyślę o tej mojej oryginalności, to śmiech mnie ogarnia. Była to spora skrajność i niewiele było w tym jakiejś estetyki. Takie tam kombinowanie z tego co mi dostarczono, bo własne zakupy przyszły dość późno.
Był etap ubrań z paczek, tam trafiały się perełki. Był etap koszul flanelowych i spodni gum, potem koszul męskich i sukienek z indyjskiego sklepu, do tego swetry w które zmieściłyby się i dwie osoby:-)
Obecnie mam wszystko i nic. Przede wszystkim myślę, że nie mam żadnego własnego stylu. Mam ubrania z wojskowego sklepu, ale też i różowe koszule i kwieciste spódniczki.
A najgorsze, że od jakiegoś czasu mam (aż) dwie piżamy. Takie z miękkiej flaneli i sama je sobie kupiłam:-(.

Calla

Właśnie sprawdziłam na Amazonie ile mają płyt zespołu Calla.
Trzy. I każda jest niby ostatnia sztuką, a ceny wcale nie okazyjne.
Na razie słucham to co mam, czyli utwory wymieszane, wypalone na jakiejś płycie z 5 lat temu.
Sprawdziłam właśnie kiedy dowiedziałam się o istnieniu takiego zespołu - w 2004 roku. Kawał czasu. I czytając swoje stare wpisy w pewnym miejscu widzę, że sporo tego słuchałam. Jak to możliwe, że zapomniałam o takiej muzyce??
Przecież nieczęsto trafia się taka piosenka jak "As quick as it comes/Carrera". Niepozornie niby się zaczynająca, potem napięcie ciągle rośnie. Emocjonalne wyżyny, błaganie by ta chwila trwała jak najdłużej i jednoczesne napięcie, że ten moment przemija razem z tą muzyką. Kończy się. Aż chce się zapłakać? Tak, zdarzyło mi się mocno wzruszyć podczas tych paru minut. Ale tylko gdy pozwoliłam sobie odpłynąć słuchając, może nie powinnam sie tak wczuwać. Lubię.
W głowie różne obrazy, nic sprecyzowanego, jakieś miejsca gdzie nie ma ludzi, a jest surowa przyroda, przestrzeń. Gdzie nikt nie przerwie rozmyślań, ani nie wkradnie się żaden niewłaściwy dźwięk.
Co poradzę, że pierwsza na myśl przychodzi mi Skandynawia? Stąd chyba moje zdziwienie, że Calla to nowojorczycy..
I dlaczego w tytule piosenki jest "carrera"? Różne takie rzeczy mnie interesują, a niewiele da się znaleźć.
Strona oficjalna lekko zakurzona, ostatnie koncerty sprzed dwóch lat, żadnych wieści o aktualnych...



A przed snem Clan of Xymox "Skindeep":

All I see
When everyone has gone to sleep
And dream of days that used to be
It’s no way near to the life we lead
Where things are cruel and all skindeep
where no one cares for what you seek
where things are all skindeep
Inside you
Lies truth and all you hide too deep
So no one knows you
So no one knows you
So no one knows you

nie wiem czy to zadziała:

Clan Of Xymox - skindeep

Jakiejkolwiek szukam piosenki, to zawsze pojawia się opcja umieszczenia jej jako dzwonka w komórce. W wielu przypadkach to po prostu profanacja..

I po bólu

Ileż emocji podczas dzisiejszego meczu. Trudno było powstrzymać komentarze na temat poczynań Reiny jak i nie pomyśleć sobie tego i owego o Benitezie.
Niestety Liverpool powinien się rozejrzeć za jakimś innym bramkarzem.
Mecz z tych w których dużo się dzieje, wiadomo dwa angielskie kluby, nie ma pozorowania gry.
Oczywiście byłam przekonana, że Liverpool dziś wygra odpowiednią ilością bramek i Chelsea będzie out. Potem już czekałam na sytuację dającą szansę na dogrywkę, ale szybko przestraszyłam się tej myśli: za dogrywką pojawiają się karne. Biedny Reina mógłby ten dzień zakończyć jeszcze gorzej...
Zawsze mnie dziwiło, że na takich meczach ktoś dobrowolnie chce siedzieć w takiej loży za szybą. Przecież to musi zmniejszać doznania, równie dobrze można zostać w domu i mecz obejrzeć siedząc na własnej kanapie:-)
Byłam na różnych stadionach, na różnych wydarzeniach i nawet jak wiało, padało to nie przeszkadzało to w odbiorze, liczyły się głównie emocje a nie wygoda.
Od warunków atmosferycznych bardziej przeszkadzają mi czasem ludzie.

Dostałam na ból głowy mocny lek, co powiedzieć - wzięłam z przyjemnością. Od rana się męczyłam i pomimo tego, że teraz nie jest idealnie to i tak o niebo lepiej niż w ciągu dnia. Dziś coś musi być w powietrzy, bo wiele osób narzekało na samopoczucie.
Włożyłam wieczorem do odtwarzacza w komputerze starą płytę z mp3-kami. Głównie Clan of Xymox, z różnych płyt, totalnie wymieszane. Dawno nie słuchałam tego zestawu, bo zbyt melancholijnie mnie nastawiał. Dziś jednak z przyjemnością słuchałam.
Pojawiają się tam też płyty zespołów Lycia i Calla, Sigur Ros.
Calla - dlaczego jeszcze nie kupiłam żadnej ich płyty?? Muszę to koniecznie naprawić, po prostu coś co mi się podobało spodobało mi się teraz znacznie bardziej.
Co ciekawe, poszukałam ich na MySpace, owszem pojawia się jakaś Calla, z Nowego Jorku. Myślę sobie, że to jakaś pomyłka. Sprawdzam w innych miejscach i zawsze wychodzi, że to Amerykanie. Bardzo, ale to bardzo mnie to zaskoczyło. Zawsze byłam pewna, że to ludzie ze Skandynawii, bo przecież Amerykanie nie tworzą takiej muzyki:-)Wielka niespodzianka.